W cyklu fizjologicznego podejścia do odchudzania była już
insulina oraz
dysfunkcja komórki, a dziś kolej na nasze myśli.
Dieta z pewnością ma wpływ na nasz stan emocjonalny. Fizjologia i psychologia muszą iść w parze. Nie wierze, że można być zdrowym fizycznie bez zdrowia psychicznego i na odwrót. Mówi się, że stajemy się tym o czym myślimy. I jakoś gdy pomyślimy o odchudzaniu nie zawsze takie założenie wydaje nam się intuicyjne i wiarygodne.
Psychologia determinuje fizjologię
Tymczasem jest tu sporo logiki. Jeśli wyobrażamy sobie siebie jako zgrabną, wysportowaną osobę, to podświadomie czujemy się szczuplej, zachowujemy się szczuplej i generalnie robimy rzeczy jakie szczupłe osoby robią. Im bardziej utożsamiamy się z osobą, która chcemy być tym bliżej osiągnięcia celu jesteśmy. Utopia? Być może…nie bierzcie mnie na wiarę, jestem sceptykiem i twardą realistką 🙂
Nie zaprzeczę jednak, że nasza psychologia wpływa na fizjologię. Prosty przykład…wstyd i czerwienienie, stres i drganie rąk itd. Nasza percepcja ma więc znaczenie. Nie tylko dieta, ćwiczenia czy dobry plan są gwarancją sukcesu…to co o nich myślimy i nasze nastawienie może być decydujące co do sukcesu lub porażki całego procesu. Tak, psychologia może determinować fizjologię.
To co myślimy wpływa na nasz system hormonalny, neurologiczny czy odpornościowy. Pisałam już kiedyś jak
myśli mogą nas wyleczyć lub pogorszyć stan zdrowia. Nie zdajemy sobie sprawy nawet, że to co myślimy ma znaczenie, bo nie zdajemy sobie często sprawy co właściwie myślimy.
Co naprawdę myślimy
Niech będę przykładem. Zapytana o moje podejście do życia, świata i siebie (chociażby dzisiejsze) odpowiem, że jest mega pozytywne 🙂 Hmmm bardziej chcę aby takie było, bo fakty są inne….cofając się pamięcią do poranka i idąc dalej w stronę wieczora….zastanawiam ile myśli miałam pozytywnych? Sporo, naprawdę sporo. Ile miałam negatywnych? Kilka….po dłuższej chwili kilka okazuje się toną….bo przecież rano korki, w pracy stres, ktoś coś chce, coś nie wyszło, czegoś zapomniałam, gdzieś nie zdążyłam itd. Z ręką na sercu mogę stwierdzić, że mój dzień wypełniał ogromy procent mało pozytywnych myśli. Ile z tych pozostałych myśli dotyczyło mnie jako zdrowej, szczupłej, mądrej i szczęśliwej istoty? Hmmm może jedna 🙂
Myśl, czuj, a będziesz….
Przeprowadzono sporo badań odnośnie tego jak percepcja wpływa na redukcję tkanki tłuszczowej. Jedno z ciekawszych porównywało dwie grupy: ćwiczącą i słuchającą CD z wizualizacją ćwiczeń. W rezultacie grupa pierwsza zwiększyła swoją siłę o 28%, a grupa druga aż o 24% (ja to przetestuję 🙂 ).
Podobne badania były przeprowadzane odnośnie stricte utraty wagi, gdzie wyniki często nie były spektakularne, ale pozwalają sądzić, że myślenie, czucie i widzenie swojego 'sylwetkowego’ celu pozwala nam na jego osiągnięcie.
Kluczem jest utożsamienie się ze swoim celem i dosłowne poczucie jakby ten dzień już nastąpił. Wyobrażenie sobie swoich myśli, reakcji i akcji spowoduje, że wręcz fizycznie poczujemy konsekwencje naszej zmiany, mimo że de facto jeszcze nie nastąpiła. A co za tym idzie nasze ciało zareaguje, w kontekście fizjologicznym, we pożądany sposób, który przybliży nas do wymarzonego celu.
Przyznam uczciwie, że ciężko mi pisać o tym wszystkim, bo mój sceptycyzm (który i tak nie jest ogromny) sprawia, że czuję się jakbym pisała baśnie i legendy…ale wierzę, że im więcej o czymś myślimy tym w pewnym momencie więcej opcji i sposobów na osiągnięcie celu znajdujemy. Czy pozytywne myśli mogą pomóc w redukcji tkanki tłuszczowej nie jest dla mnie prostym pytaniem, ale w ramach eksperymentu i ponieważ nie jestem na żadnej diecie (jeśli już to tuczącej) postaram się przetestować powyższą teorię. Codziennie przez kilka minut będę praktykować wizualizację. Ja w bikini na plaży, ja w obciłsej sukience w moim gabinecie (jak już marzę to na całego), ja z 14% bf na siłowni itd. Mówię serio 🙂
P.S. Jeśli moje myśli nie pomogą to zawsze na plus będzie to, że wyobrażając sobie powyższe będę miała spory ubaw….myślę też, że może by męża z 6packiem sobie wyobrażać dla większego komicznego efektu 😀