Kiedyś, gdy chorowałam wydawało mi się, że każdy ma jakieś problemy ze zdrowiem i nie jest to nic nadzwyczajnego. Nie mogę powiedzieć, abym była poważnie chora, ale zdecydowanie moje problemy były chroniczne. Przeważnie jakieś niezaadresowane kwestie typu rozregulowane hormony, trądzik, przeciążona wątroba czy od czasu do czasu infekcje. Zawsze wszystko było dość szybko tłumione i sprawa była zapominana…do następnego razu. I tak kręciło się chroniczne kółko symptomów i leczenia.
Gdy miałam incydent z wirusem, czyli jakieś 3 miesiące temu i z chęcią poszłam na długie zwolnienie chorobowe, w pracy wiele osób zaczęło mi współczuć. Pomijam, że nie było czego, ale moja nieobecność dla wielu była wyznacznikiem 'ciężkości’ schorzenia…I wtedy gdy tona osób ze współczuciem mnie witała z powrotem coś sobie uświadomiłam: jak bardzo wszystkim nam się wydaje, że jesteśmy zdrowi.
Naturopaci nie znoszą szufladkowania chorób i traktują diagnozę jako poważny stan, do którego doprowadziło masę czynników, zazwyczaj zlekceważonych lub stłumionych. Dla wielu z nas posiadanie jakiejś diagnozy jest dopiero wyznacznikiem, że nasze zdrowie zostało naruszone. Nie potrafimy słuchać sygnałów ciała i rozpoznawać znaków jakie wysyła nam organizm. Gdy miałam 10 lat mniej mogłam zarywać każdą noc, imprezować 5 dni w tygodniu, pić bez umiaru, jeść wszystko lub głodzić się i mój organizm nie narzekał. A może narzekał, a ja tego nie zauważyłam. Im bliżej było do 30tki tym więcej moich znajomych zaczęło mieć problemy ze zdrowiem, i ja sama przestałam być tak odporna, chociażby na stres (zwłaszcza fizyczny). Wracając do współczujących osób z pracy, zaczęłam się zastanawiać jakie typowe symptomy lekceważymy i dalej uważamy, że mamy świetne zdrowie. Wszystko co niżej wymienię jest autentyczne i zebrane na podstawie obserwacji rozmów z wieloma osobami (głównie kobietami).
Co naturopata zobaczy złego, co dla wielu osób jest normalne (normalne w tym przypadku oznacza powszechne):
Co przeciętna osoba robi mając jakieś symptomy z powyższej listy? Przeważnie, gdy są już na tyle uporczywe, że przeszkadzają w normalnym funkcjonowaniu, zostają zgaszone. Jak? W zależności od problemu: lek przeciwbólowy, rozkurczowy, hormony, środki przeczyszczające, kawa, czekolada, antybiotyki itd. Tymczasem, gdy przyczyna nie jest zaadresowana, prędzej czy później, pojawi się poważniejsze schorzenie, którego podłoże sami stworzyliśmy lekceważąc pierwsze objawy. I idąc do lekarza za 10 lat z nadciśnieniem nie będziemy nawet umieli skojarzyć tego np. z niedoczynnością tarczycy i niedoborami potasu. Lekarz też nie. Dla niego choroba A nie ma nic wspólnego z chorobą B. A już na pewno połączenie ich ze sobą, w momencie gdy występowały w większym odstępie czasu, nie będzie jego celem. Ba, nawet nie zapyta…kiedy ostatnio u lekarza ktoś Was pytał o choroby ostatnich lat? Czasem padnie pytanie o cukrzycę, nadciśnienie, choroby serca, nowotwory i brane leki…tak pro forma.
Tymczasem każdy fakt może mieć znaczenie. Dla przykładu: gdy zaczęłam mieć problemy z jelitami, nigdy nie wpadłabym na to, że przyczyną jest moja dieta wegetariańska via zmniejszone wydzielanie kwasu solnego. Lekarze przez tych 8mc też o tym nie pomyśleli, więc usłyszałam że mam ZJD. Na co się nie zgodziłam, więc znaleźli chory pęcherzyk…zawsze to diagnoza, a przecież o tym im chodzi. Musi być diagnoza. A jak się nie da to będzie zespół….mamy ich wiele: drażliwego jelita, policystycznych jajników, Cushinga, Aspergera, Raynauda i tona innych nazwanych po ich 'odkrywcach’.
Przez te 8 miesięcy rzadko kto mnie pytał o dietę, a jak już to moja odpowiedź zachwycała. Przecież warzywa, owoce, zdrowe zboża, brak mięsa…żyć, nie umierać! Holistyczny terapeuta widziałby to tak: błonnik, fruktoza, gluten, lektyny, niedobory…i może wtedy zamiast całej męki dostałabym butelkę kwasu solnego i nie musiała przechodzić tego wszystkiego, co później miało miejsce (np. SIBO). Wiem, że wielu czytelników Tłustego Życia ma podobne doświadczenia.
Zawsze namawiam do szukania informacji na temat swojego zdrowia. I niestety uważam, że wiele osób zbyt mało uwagi poświęca na słuchanie własnego ciała. Nie jestem tu wyjątkiem, jak większość z nas żyję wg planu i nie zastanawiam się czy jestem zmęczona, wesoła, spokojna czy głodna. Jest czas wstawania to wstaję, czas na jedzenie to jem. Nasze naturalne sygnały i instynkty zabija praca, obowiązki i proza codziennego życia. Zegar decyduje o wielu kwestiach, które kiedyś miały miejsce według naturalnego cyklu. Do tego totalnie zaburzamy rytm dobowy, na co pozwala nam cudowna technologia. Nie idziemy spać wraz ze zmierzchem, nie wstajemy wraz ze wschodem słońca, nie jemy gdy czujemy potrzebę i nie śpimy dłużej jak czujemy się zmęczeni. Raczej idziemy spać jak wszystko zrobimy co musimy zrobić, wstajemy gdy trzeba iść do pracy i jemy jak jest przerwa. Ale mimo wszystko nie wierzę, że można nie zauważyć, że np. nie funkcjonujemy bez kawy lub mamy ciągle wzdęcia. Po prostu ignorujemy te sygnały. A może wierzymy, że wszystko jest ok…ja jestem mistrzem wmawiania sobie, że mam tonę energii (nawet jak spałam 5h).
Co ważne to czasem zastanowić się nad naszym ciałem, posłuchać co ma do powiedzenia i nie lekceważyć gdy daje sygnały. Czasem udaje się zgasić symptomy na tygodnie czy lata, i gdy pojawi się kolejna choroba zwalić to na karb starzenia, pecha czy genów. Wierzę, że tak się nie dzieje. Choroby powstają na poziomie komórkowym i dużo wcześniej niż mamy symptomy jest już nieprawidłowość. Diagnoza jest już ogromnym znakiem ostrzegawczym i przeważnie ma miejsce dużo dużo później niż objawy, które i tak sporo ludzi skutecznie ignoruje.
Nie zachęcam do siedzenia codziennie z zeszytem i notowania symptomów lub biegania co 2 tygodnie do laboratorium i na usg. Życie to dużo więcej niż idealne zdrowie, ale z pewnością im jesteśmy starsi tym bardziej doceniamy jego wartość. I tu właśnie jest różnica między lekkim podejściem, a niedoinformowaniem. To pierwsze może zapewnić nam szczęśliwe życie, bo będziemy wiedzieć kiedy nie martwić się na wyrost, a kiedy zająć się problemami, a to drugie sprawi, że albo będziemy błądzić jak dzieci we mgle, od jednego gabinetu lekarskiego do drugiego, lub totalnie lekceważyć symptomy, dopóki nie skończą się dramatycznie.
A kiedy warto się przejmować? Moim zdaniem wszystko co jest chroniczne wymaga interwencji. Jeśli chorujesz co 3 miesiące, masz nieustanne alergie, nawracające infekcje, wieczne zaparcia, zmęczenie mimo urlopu czy trądzik po okresie dojrzewania to zdecydowanie jest nad czym się zastanowić.