Bardzo często paradoksalnie słyszę, że ktoś nie ma czasu gotować, przygotowywać czy planować posiłków. I jest to wypowiadane w kontekście mojej diety. Zastanawia mnie jak w takim razie radzą sobie inni ludzie na innych dietach? I mówiąc innych mam na myśli typowo konwencjonalnych.
Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale nasza klasyczna kuchnia wymaga jeszcze więcej przygotowań i stania nad garnkami 🙂 Dlatego do dziś nie umiem ugotować bigosu ani lepić pierogów.
Z pewnością każda zdrowa dieta wymaga jakiegoś czasu, który należy poświecić na planowanie, przygotowanie itd. Gdy gotujemy w domu i nie mamy gosposi zawsze trzeba wygospodarować czas. Jakiś czas, niekoniecznie dużo czasu. Nie uważam, żeby w moim przypadku samo gotowanie było mocno absorbujące. Może być oczywiście jeśli chciałabym jeść codziennie co innego i przygotowywać urozmaicone, wymagające posiłki. Niestety nie mam tyle czasu (ani talentu) i chyba też lubie trzymać moją dietę jak najprościej. Oczywiście czasem marzy mi się ryba panierowana w płatakcvh migdałów, czy kurczak marynowany czy faszerowany czymkolwiek, ba nawet papryka faszerowana mięskiem byłaby pożadana, niestety brak czasu i wrodzone lenistwo sprawiają, że muszę się organizować w inny sposób, aby to wszystko miało ręce i nogi.
Jak więc to wygląda w praktyce?
- Dwa razy w tygodniu piekę mięsa. Piekę je masowo. Czasem gotuję na parze, ale generalne piekę. Bynajmniej nie dlatego, że ten sposób przygotowywania odpowiada ami najbardziej, bo zdecydowanie wolałabym np. smażenie…ale pieczenie pozwala mi zaoszczędzić dużo czasu ponieważ piekę je razem. Tak, tak…razem 🙂 Jak na zdjęciu….
- W zależności jakie mięsa mam dopasowuję ich wielkość do siebie. Jeśli danego dnia robię wołowinę, kurczaka i wątróbkę, to muszę je tak przygotować aby na średniej temperaturze upiekły się równo. Więc wołowinę kroje na małe kawałki, kurczaka na większe, a wątróbki nie ruszam. Czasem dopasowywania nie jest możliwe, więc wtedy pilnuje czasu i jakieś mięso wyciągam po prostu pierwsze, a resztę dopiekam. Minusem lub plusem tekiego pieczenia jest to, że smaki sobą pzrechodzą. Jeśli chcę tego uniknąc to piekę w osobnych rękawach do pieczenia.
- Raz w tygodniu gotuję rosół. Ponieważ ostatnimi czasami stałam się posiadaczem takiego sprytnego urządzenia jak wolnowar, nie muszę się już w ogóle martwić o przygotowywanie zup, dań jednogarnkowych z warzywami lub nawet samego mięsa. Po prostu wrzucam wszystko co mam przed wyjściem do pracy, włączam i po powrocie czeka na mnie ciepły gotowy posiłek.
- Warzywa gotuję razem z mięsem – tego samego dnia. Przeważnie na parze lub w piekarniku razem z mięsem jak starczy miejsca.
- Często gotuję jajka na zapas. Ostatnio rzadziej zdecydowanie ponieważ gotowane jajka troszkę mi się znudziły, ale warto mieć w lodówce kilka ugotowanych na twardo w razie konieczności szybkiego posiłku lub nagłego głodu.
- Poza tym zawsze trzymam surowe warzywa w zapasie: sałata, rzodkiewka, pomidor, papryka.
- Na zapas robię też domową czekoladkę i kilka innych smakołyków.
- I codziennie komponuje posiłki na zasadzie: mięso, warzywa, tłuszcz. Kombinuję rożne mięsa z ugotowanymi warzywami lub w sałatce. Zawsze też mam w zapasie puszkę sardynek w oliwie z oliwek gdyby akurat brakło mięsa.
- Tłuszcz to u mnie przeważnie ghee, olej kokosowy, oliwki i awokado. Do tego podjadam w ogromnej ilości suszonego kokosa, wiórki kokosowe i piję sporo mleka kokosowego.
- Odnośnie przekąsek, oprócz wspomnionego kokosa, często u mnie są to pomidorki koktajlowe, pistacje, kabanosy naturalne lub wędliny i serniczki na zimno z mleka koksowego i domowe słodycze.
Średnio gotowanie zajmuje mi 30 minut jednorazowo, nie licząc przypadków gdy gotuję w wolnowarze. bo praktycznie wtedy czas nie ma znaczenia.
I taki zapas jednorazowy starcza mi na jakieś 3 dni. W weekendy preferuje przygotowywać posiłki na bieżąco i staram się wtedy więcej czasu poświęcić na kucharzenie. Smażę bekon, robię omlety, szaszłyki, zapiekanki itd. I nawet takie cuda (nie są zdrowe ani trochę):
Samo gotowanie i przygotowywanie nie jest więc takie straszne. Gorzej z planowaniem i zakupami. I nie będę tutaj koloryzować – zajmuje sporo czasu. Przede wszystkim cieżko kupić wszystkie potrzebne produkty w jednym miejscu. Mięsny, warzywniak, sklep ze zdrową żwynością i zwykły spożywczak trzeba odwiedzić kilka razy w tygodniu. Często są to miejsca sporo odległe od siebie. Do tego warzywa i owoce muszą być świeże, więc czasem oznacza to wyprawę do warzywniaka codziennie.
Najważniejsze jest jednak wypracowanie sobie indywidualnego systemu, który działa. Można na sztywno ustalić w jakie dni robimy zakupy, w jakie gotujemy. Wtedy pozostaje tylko dopracowanie jaką ilość jedzenia musimy przygotować. Zawsze jest też opcja mrożenia. Osobiście mrożę tylko mięso i ryby, ale z powodzeniem można mrozić całe potrawy.Niektórzy wolą gotować codziennie po jedną czy dwie porcje, niż robić większą akcję dwa razy w tygodniu. Znam też osoby, które gotują tylko w niedzielę. Opcji jest wiele, ważne żeby wybrać to co jest dla nas realne, inaczej mimo najlepszych chęci nic z tego nie wyjdzie.
Muszę też wpsomnieć o tym, że w przypadku gdy nie chce nam się danego dnia przygotowywać posiłku cięzko będzie o alternatywę. O ile mamy koło pracy, szkoły jakieś zaufane miejsce gdzie można zjeść, to możemy próbować skomponować posiłek na tej samej zasadzie jakbyśmy to robili w domu. Jeśli nie…zostaje sklep. Z własnego doświadczenia wiem, że czasem po prostu w całym sklepie nie ma co wybrać. Wtedy wybieramy mniejsze zło. Ja najczęściej decyduje się na wędzoną rybę, jakieś warzywa, oliwki, owoce. Ewentualnie tłusta kiełbasa (nie zatsanawiam się zbytnio nad składem w takim momencie), pomidory, orzechy. Mam też zwyczaj trzymania w pracy słoika oleju kokoswego, który podjadam łyżka gdy napadnie mnie głód.
I co? Jest tak źle? 🙂 Wydaje mi się, że w praktyce nie trzeba mieć ani za dużo czasu, ani za dużo wyobraźni aby jeść zdrowo. Chyba, że ktoś z Was pokusi się o takie sposób jedzenia jak np. Pani z mojego ulubionego
bloga.
I tak naprawdę nikt nie ma czasu, trzeba go sobie po prostu zorganizować 🙂