Dawno nie pisałam (mimo obietnic 🙁 ) jak jadam. Z wielu powodów, przede wszystkim wciąż nie ma się czym chwalić oraz ostatnio moje posiłki są totalnie szalone. Być może jest to kwestia dużego stresu, braku snu i co za tym idzie mój apetyt mnie przeraża. Jestem ciągle głodna. Jedna lepiej przespana noc i jest lepiej, ale niestety nie dosypiam notorycznie i jem dużo więcej niż powinnam notorycznie. Widocznie taki teraz jest czas. Zastanawiam się czy nie tyję…chyba nie 😉 Nie mam wagi aby to zweryfikować, ale jak na osobę która tyła gdy tylko zjadła o jedną kalorię więcej, przyznaję że trzymam się całkiem stabilnie.
Wczoraj:
1) sałatka: wołowina (50g) plus królik (70g), sałata rzymska, papryka, pol awokado, kilka rzodkiewek, 2 ogórki kiszone, kiełki brokuła, gigantyczny pomidor (największy jakiego chyba w życiu zjadłam, z działki rodzinnej 🙂 ), wielka łyżka oleju kokosowego i kilka łyżek wiórek kokosowych
2) szklanka domowego rosołu, chipsy z cukinii (domowe)
3) polędwica wieprzowa duszona na maśle z cukinią i brukselką
4) dwa jajka sadzone na maśle, brokuł z piekarnika, tłuściutki długi i pyszny kabanos z dziczyzny, pół szklanki mleka kokosowego z 2-3 łyżkami wiórek kokosowych
Nie liczyłam kalorii nawet na potrzeby bloga 🙂 W takich chwilach żałuję, że mam tylko 158 cm wzrostu, siedzący tryb pracy i generalnie mało aktywności, a dużo stresu…bo wtedy takie posiłki mogłyby być codziennością. Tymczasem jeszcze kilka takich dni/tygodni i nie zmieszczę się w spodnie…ale….tu właśnie pojawia się dylemat…co robić gdy czujemy taki niepohamowany głód? I nie jest to potrzeba zjedzenia czegoś komfortowego, bo jesteśmy w stanie się rzucić nawet na kalafiora czy kawałek mięsa. Jak widać jadam bardzo czysto i mój apetyt jest o tyle prawdziwy, że od dawna w moim menu nie ma nic 'mężowego’ (gdzie zawsze testowałam co tam słodkiego jadł). Ja po prostu jestem głodna i to głodna na prawdziwe jedzenie 🙂
Gdy wiemy, że głód jest spowodowany zmianami w równowadze hormonalnej na skutek stresu, ćwiczeń, braku snu to możemy spróbować silnej woli i logiki. Jest to technika do zastosowania raz na jakiś czas, na dłuższą metę głodowanie czyli odmawianie sobie jedzenia, gdy czujemy silną potrzebę może być destrukcyjne. Kobiecy organizm jest bardzo wyczulony na głodówkę, i za każdym razem gdy nie dostarczamy mu jedzenia efektem jest dalsza zmiana w wydzielaniu hormonów, przeważnie spada poziom większości tych najbardziej ważnych dla naszego zdrowia (testosteron, estrogen, progesteron), co może w konsekwencji powodować utratę miesiączki, zaburzenia pracy tarczycy czy też odkładanie tkanki tłuszczowej (mimo że jednak nie jemy więcej).
Stosowałam silną wolę bezskutecznie miesiącami, w efekcie hormony stresu tylko rosły, ja spałam jeszcze gorzej, głód nie znikał, a waga szła do góry. Dlatego od jakiegoś czasu nie robię nic na siłę. Jestem głodna to jem, nawet jeśli ten głód jest wynikiem stresu. Jem normalny posiłek, skupiając się na tłuszczu głownie. I okazuje się, że gdy przestajemy walczyć z własnymi pragnieniami naturalnie następuje regulacja. Nie ma tutaj cudów, jak brakuje nam snu czy jesteśmy przeforsowani, to objadanie się nie jest rozwiązaniem, ale pomaga. Każdego następnego dnia, po takim dniu niepohamowanego apetytu, jem mniej, a przynajmniej 'normalnie’ i zaczynam znów odczuwać sytość i głód (a nie tylko głód). Gdybym sobie odmawiała jedzenia, prędzej czy później silna wola skończyłaby się i prawdopodobnie miałabym wielki jedzeniowy kompuls. A to już pierwszy krok do zaburzeń odżywiania. Nie mówiąc o konsekwencjach w wydzielaniu hormonów. Dlatego nigdy nie można stosować głodówek gdy organizm nie jest w 100% stabilny.
Niestety nawet idealna dieta nie uchroni nas przed napadami głodu czy nieprawidłowym odczuwaniu sytości. To jak nasz mózg rejestruje sygnały zależy od wielu hormonów, a na te wpływa wiele niedietetycznych czynników. Niedługo napiszę więcej o hormonach i ich wpływie na apetyt.