Po co ten blog skoro w sieci nie brakuje pamiętników odchudzających się internautów? Blog z założenia nie miał być przeznaczony dla każdego. Zdaję sobie sprawę, że odbiega podejściem do konwencjonalnej wiedzy. Być może czasem niektóre wnioski wydają się dziwne, szokujące lub nierealne…powiedziałabym, że jest to kwestia wiary, bo ja wierzę w moją dietę. Ale to też nie tak….to nie jest wiara, to poparte naukowo dowody, tonę badań i lat pracy, to też moje własne doświadczenia. A miałam z czym walczyć i właśnie w tym sęk. Czasem czytam wypowiedzi głównie młodych dziewczyn, które nigdy nie miały problemów z utrzymaniem wagi (nie liczę wahań +/- 5kg z nie_ważne_jakiego powodu) i zastanawiam się po co one piszą o odchudzaniu? Po co dają rady innym osobom nie wiedząc nawet na czym polega odżywianie lub co to w ogóle jest metabolizm. I to ciągłe powtarzanie stereotypowych 'prawd’, które z pewnością nie służy edukacji.

Taka dziewczyna nie ma problemów z wagą, ale nie dlatego że ma świetną dietę tylko głównie dlatego, że ma świetne geny…a geny mają ogromną znaczenie. Dlatego niektórzy bez wysiłku potrafią utrzymywać wagę i jeść na co mają ochotę lub schudnąć bez wyrzeczeń.
Część z nich, mimo szczupłego wyglądu, ma lub będzie miała problemy z metabolizmem prędzej czy później na skutek niewłaściwej diety, ale niekoniecznie objawi się to przyrostem tkanki tłuszczowej. Metabolizm to nie tylko kontrola wagi….
I właśnie mój blog adresowany jest do osób, które walczą ze swoim organizmem i nadwagą….czasem latami, czasem dopiero zaczynają. Zwłaszcza do tych, których standardowe podejście zawiodło. Bo ile można się męczyć jedząc z zegarkiem w ręku, ćwicząc codziennie i licząc kalorie gdy efektów nie ma lub są a później jest gorzej? I najgorsze jest to, że im mniej efektów tym bardziej zdesperowani jesteśmy aby coś zmieniać i w konsekwencji powodujemy samy straty, bo psujemy już zepsuty system.
Konwencjonalne podejście owszem daje efekty na jakiś czas, często opłacone niebotycznym wysiłkiem…i nie twierdzę, że nie można w ten sposób zrzucić wagi. Sama w ten sposób pozbyłam się 25 kg…tylko co dalej? Dalej było już tylko gorzej i właśnie dlatego, że zamiast zająć się przyczyną mojej otyłości walczyłam ze skutkami doprowadzając do pogłębienia przyczyn.
W Ameryce po każdym programie walki z otyłością polegającym na ograniczeniu tłuszczu i wprowadzeniu pełnoziarnistych produktów odnotowuje się stale rosnący przyrost zachorowalności na choroby serca, cukrzycę czy choroby autoimmunologiczne. W Polsce od lat nie było tyle przypadków alergii i nietolerancji pokarmowej. Codziennie tysiące osób zmaga się z efektem jo-jo, chronicznym zmęczeniem, problemami z trawieniem i skórą. Kobiety skarżą się na nieregularne miesiączki, problemy z jelitami a mężczyźni walczą z otyłością brzuszną i niskim testosteronem. I niewiele z nich traktuje dietę jako przyczynę i lekarstwo.
A już nawet pomijając podejście i założenia to co my jemy tak naprawdę? Osoba na diecie spożywa niskokaloryczne posiłki, koniecznie niskotłuszczowe i….najczęściej wysokoprzetworzone. Czy naprawdę ktoś wierzy, że jogurt light jest zdrowy? Albo chuda wędlina (dzięki Bogu piszą już składy na nich) czy też wynalazki typu chrupkie pieczywo lub batony musli? To nie jest jedzenie!
Wiemy już o wielu szkodliwych substancjach, które są w pożywieniu, z pewnością są też takie, które nie pomagają ale też nie szkodzą….ale to wszystko bierzemy na wiarę. Wierzymy, że cała ta chemia znajdująca się w jedzeniu nam nie szkodzi, ale nie potrafimy uwierzyć, że zdrowe, czyste, nieprzetworzone jedzenie może polepszyć nasze zdrowie? Wiem, że nie jest łatwo w to uwierzyć…np. że ziarna wcale nie są zdrowe. Sama długo nie mogłam się poddać i odstawić płatków i ciemnego chleba. I nie odstawiłam, bo uwierzyłam, że mi szkodzi….odstawiłam, bo zaczęłam interesować się tematem. Im więcej książek i badań czytałam, im więcej uczyłam się jak funkcjonuje organizm tym bardziej stawało się dla mnie racjonalne i logiczne, że konwencjonalne podejście nie może być skuteczne na dłuższą metę. I chyba miałam już dość morderczych treningów i wiecznego liczenia kalorii.
Jak więc jem? Opieram moją dietę na prawdziwym odżywczym jedzeniu jak mięso, jajka, ryby, warzywa i zdrowe tłuszcze jak oliwa z oliwek, awokado, olej kokosowy oraz niewielką ilość owoców i orzechów.
Unikam pustych kalorii takich jak przetworzone produkty, napoje wysokoenergetyczne, fast foody i wszystkiego co ma napis 'niskokaloryczne’czy 'niskotłuszczowe’. Nie jem ziaren ani nasion strączkowych. Cukier jest oczywistym wrogiem. Ponadto wyeliminowałam nabiał za wyjątkiem masła.
Nie boję się nasyconych kwasów tłuszczowych, ale staram się kupować mięso z zaufanego źródła (nigdy nie kupuje go w hipermarkecie); dbam o stosunek Omega3: Omega6 i staram się pilnować aby białko było spożywane z umiarem.
Dodam, że przy konwencjonalnej diecie jadłam max 1200 kalorii, mimo ćwiczeń 6 razy w tygodniu, bo inaczej momentalnie tyłam. I moja dieta dla wielu osób od lat była zdrowa…ale właśnie zdrowa w oparciu i standardowe przekonania. Obecnie jem od 1500-2000 (czasem nawet 3000 pewnie, generalnie nie liczę już) kalorii i udaje mi się utrzymać chudą masę mięśniową. Ponieważ trenuje dużo więcej niż zaleca się na diecie, co jakiś czas jem więcej węglowodanów aby uzupełnić poziom glikogenu. Generalnie moja dietę można identyfikować jako średniobiałkową, niskowęglowodanową i wysokotłuszczową, ale dla mnie to po prostu prawdziwe jedzenie.
Po 11 latach wegeterianizmu, 5 latach diety niskokalorycznej i niskotłuszczowej, z tygodnia na tydzień czuję się lepiej. W końcu moja cera przestała kwitnąć, oporność na insulinę zniknęła, pozbyłam się problemów trawiennych, treningi przynoszą oczekiwane efekty i przede wszystkim mam komfort psychiczny.
Żeby nie było tak różowo to przyznam, że od kilku lat walczę z wysokim poziomem kortyzolu (stres, dużo treningów) i mimo świadomości, że powinnam ćwiczyć mniej i więcej odpoczywać to wciąż nie potrafię odejść od konwencjonalnego podejścia do treningów i dalej się morduję. Ciało wygląda super ale zdrowie cierpi, i to właśnie jest najtrudniejsze- zdecydować się na zmianę mimo wszystko!