Nasze
jelita są moim zdaniem miejscem gdzie zaczyna się większość chorób. Ich zaburzona flora bakteryjna oraz zła praca może powodować np. trądzik, alergie, otyłość czy problemy takie jak zaparcia lub wzdęcia. Wiele uwagi jakiś czas temu zyskał błonnik. Poleca się go na problemy z wypróżnianiem, w odchudzaniu czy też w problemach trawiennych. Mowa tu o błonniku nierozpuszczalnym, bo rozpuszczalny jest wciąż traktowany po macoszemu.

Pisałam już kiedyś dlaczego nierozpuszczalny
błonnik nie jest rozwiązaniem dla każdego i nadużywanie go wcale nie poprawia naszego zdrowia. Co poprawia to jego brat, czyli błonnik rozpuszczalny. Jest to część rośliny, dokładniej ściany komórkowe otaczające komórkę roślinną, które składają się z długich łańcuchów cukrowych (wielocukrów) czyli polisacharydów. Mają one bardzo złożoną budowę i nasz organizm nie wytwarza enzymów, które mogłyby je strawić. Ale mogą to zrobić enzymy produkowane przez różne szczepy bakterii oraz grzyby żyjące w jelitach. Niestety wiele roślin produkuje tylko takie polisacharydy, do których rozbicia potrzeba jakiegoś odpowiedniego enzymu, co w konsekwencji sprawia, że potrzebujemy setek różnych szczepów bakterii, aby poprawnie trawić. Gdy proces ten przebiega prawidłowo powstaje produkt uboczny w postaci krótkich łańcuchów tłuszczowych, który jest pokarmem dla jelit, a następnie trafia do wątroby i reszty ciała.
I teraz łatwo sobie wyobrazić co się dzieje gdy jemy długi okres czasu standardową przetworzoną dietę. I nie mówię tutaj o czekoladzie i fast foodzie codziennie, ale o pseudo zdrowych zbożach, małej ilości surowizny, gotowych produktach itd. Nasz organizm nie potrzebuje skomplikowanej flory bakteryjnej, aby poradzić sobie z taką dietą, bo większość tych produktów składa się z białka, skrobi i olejów roślinnych, które są trawione i wchłanianie dużo wcześniej nim zdążą dotrzeć do jelit. Obróbka termiczna i przetwarzanie produktów bogatych w błonnik po prostu niszczy go. Jak dodamy do całego obrazka leki, nadmierną higienę czy stres, które zaburzają naszą florę bakteryjną to problem się pogłębia. Nagle może się okazać, że mamy problemy z zaparciami czy po przejściu na paleo pojawiają się wzdęcia. Później tracimy odporność, ponieważ różne bakterie są odpowiedzialne za różne fragmenty systemu odpornościowego. Ponadto gdy brakuje nam jakiegoś szczepu bakterii (np.
antybiotyki zabijają niektóre bakterie odpowiedzialne za całkowite trawienie niektórych typów rozpuszczalnego błonnika) to zamiast krótkich łańcuchów tłuszczowych powstają irytujące system trawienny molekuły. Tak rozwijają się nietolerancje pokarmowe.
Niebezpieczne są wszelkie kuracje antybiotykowe, po których przywrócenie naturalnej flory bakteryjnej może trwać latami, a ostatnie badania dowodzą, że zostaje ona zmieniona na całe życie nawet po jednorazowej kuracji, nie wiemy tylko jeszcze w jakim stopniu. A drugim zagrożeniem jest wycięcie woreczka robaczkowego, który jest naturalnym źródłem uzupełniania bakterii np. po biegunce.
Wiele osób myśli, że zaparcia są skutkiem braku błonnika w diecie i próbuje rozwiązać ten problem spożywając produkty zbożowe czy więcej warzyw lub błonnik w proszku. Prawda jest taka, że większość naszego kału stanowią bakterie , a tylko mała jego część to składa się z błonnika. To dlatego po antybiotyku wiele osób cierpi z powodu biegunek – zabijane są bakterie. Zwiększenie ilości spożywanych warzyw nie pomoże w 100%, zwłaszcza gdy nie będą surowe lub zostaną idealnie wymyte, ponieważ bakterie żyją na powierzchni roślin. Warzywa mają co prawda sporo błonnika rozpuszczalnego, ale też są bogate w ten nierozpuszczalny, który drażni jelita jak szczotka. Dużo lepszym pomysłem są
sfermentowane produkty czy nawet domowej roboty jogurt. Probiotyki dostępne w formie suplementu również mogą być stosowane, ale należy pamiętać, że maja one znikomą moc i należy przyjmować sporą dawkę, aby miało to sens.
Coraz bardziej powszechne są przeszczepy kału czy raczej bakterii kałowych od zdrowej osoby do osoby chorej. I jest to skuteczna metoda na wiele dolegliwości od alergii po nadwagę czy problemy trawienne.
Dobrą wiadomością jest to, że nowe bakterie namnażają się bardzo szybko. Co niezbędne to odpowiednie szczepy dostarczone do jelita np. wraz z jedzeniem i składnikami odżywczymi (np. z pomocą świeżych surowych warzyw) aby zaistniał proces namnażania. Ale zgromadzenie odpowiedniej liczby i ilości bakterii, dla prawidłowej flory oraz bezproblemowego trawienia błonnika zajmie dużo więcej czasu. Z tego powodu częściowo lub całkowicie niestrawiony błonnik będzie przez jakiś okres adaptacyjny powodował wzdęcia czy gazy lub wywoływał objawy podobne do nietolerancji pokarmowej. Dotyczy to też osób, które jedzą w kółko te same produkty – różnorodność jest tutaj jedynym skutecznym wyjściem, inaczej co jakiś czas narażamy się na taki nieprzyjemny proces przystosowywania.
Warto też wspomnieć, że namnażanie bakterii jest pożądane dopiero po zaleczeniu jelit i eliminacji szkodliwych produktów(
1,
2), które niszczą jego
śluzówkę. Dotyczy to też osób z przerostem bakteryjnym (
SIBO) czy grzybicznym. W takich przypadkach należy najpierw/równolegle zastosować dietę eliminacyjna (np.
GAPS).